Głos metropolity krakowskiego i głos akceptowanego na UJ profesora

Treść homilii arcybiskupa Marka Jędraszewskiego podczas procesji Bożego Ciała 3 czerwca 2021r.

https://diecezja.pl/aktualnosci/abp-marek-jedraszewski-w-boze-cialo-najwazniejszym-elementem-zespalajacym-nasze-polskie-dzieje-jest-chrzescijanstwo/

3 czerwca 2021

ABP MAREK JĘDRASZEWSKI W BOŻE CIAŁO: NAJWAŻNIEJSZYM ELEMENTEM ZESPALAJĄCYM NASZE POLSKIE DZIEJE JEST CHRZEŚCIJAŃSTWO

– Poczucie tożsamości polskiej kultury i zatroskanie o jej wielkość musi wyrastać z rzetelnej znajomości polskich dziejów, na które patrzy się nie tylko z perspektywy zawodowego historyka, ale także, a może przede wszystkim, z perspektywy człowieka wierzącego, który w Bogu dostrzega prawdziwego Pana dziejów i historii – mówił abp Marek Jędraszewski podczas homilii na zakończenie centralnej procesji Bożego Ciała przy Bazylice Mariackiej.

Poniżej publikujemy pełną treść homilii metropolity:

Kardynał Stefan Wyszyński:

Naród nie jest na dziś, ani też na jutro. Naród jest, aby był!”

Przejmujący jest ten fragment Modlitwy Arcykapłańskiej, zanoszonej przez Chrystusa w Wieczerniku, który usłyszeliśmy przed chwilą. Wzruszające jest to Jego wielkie wołanie skierowane do Boga Ojca o jedność tych wszystkich, „którzy dzięki słowu [Apostołów] będą wierzyć” w Niego (por. J 17, 20).

Jedność ta ma być znakiem dla świata, że Chrystus jest prawdziwie posłanym przez Ojca Jego Jednorodzonym Synem i Mesjaszem: „Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś” (J 17, 23b).

Jedność ta ma swoją cenę. Jest nią miłość Chrystusa do ludzi, poświadczona Jego śmiercią na krzyżu – Jego Ciałem wydanym za zbawienie świata i Jego Krwią przelaną na odkupienie grzechów. Ta przejmująca miłość Chrystusa „do swoich”, która objawiła się na Golgocie, jest największym potwierdzeniem tej miłości, jaka ma Bóg Ojciec do ludzi. Umierając na krzyżu, Pan Jezus w sposób najwyższy i ostateczny potwierdził to, co mówił podczas nocnej rozmowy z Nikodemem: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3, 16-17). Bóg Ojciec pragnął tego zbawienia świata. Dlatego zesłał swego Syna, aby świat zbawił. Podczas konania na krzyżu cierpiał nie tylko Jezus Chrystus, ale cierpiał także Jego Ojciec. To właśnie wtedy, podczas trzech długich godzin umierania Jezusa, świat mógł poznać nie tylko to, że pełen miłosierdzia Ojciec zesłał swego Syna na świat, ale także mógł doświadczyć tego, jak bardzo Ojciec ukochał ludzi. Stąd św. Paweł Apostoł napisał w Liście do Rzymian, że „nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał” (Rz 8, 32a).

Jedność ta znajduje swoją najbardziej fundamentalną więź w postaci wzajemnej miłości między wierzącymi ludźmi, która wypływa z miłości Ojca do Syna: „Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich” (J 17, 26). Przejmująco urzeczywistniło się to w życiu pierwszej wspólnoty chrześcijan w Jerozolimie, o których autor Dziejów Apostolskich, św. Łukasz, pisał: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących” (Dz 4, 32). Jedność ich ducha i serca wynikała z przeżywanej wspólnie Eucharystii, podczas której karmili się oni tym samym niebiańskim Chlebem i tą samą Krwią Chrystusa.

Trwające już prawie dwa tysiące lat dzieje Kościoła stanowią wielkie potwierdzenie aktualności Modlitwy Arcykapłańskiej Chrystusa o jedność ludzi wierzących.

Dostrzegamy jej nieprzemijającą potrzebę, wręcz konieczność, najpierw od strony negatywnej – w obliczu wielu, niekiedy prawdziwie gorszących podziałów Kościoła, o których mówi nam zarówno odległa, jak i czasowo bliższa jego historia. To właśnie dlatego że w XVI i XVII wieku w następstwie Reformacji doszło do podziału Kościoła Zachodniego, światu zabrakło doświadczenia wewnętrznej jedności Kościoła jako argumentu, że Bóg Ojciec naprawdę posłał na świat swego Syna Jezusa Chrystusa. Dlatego też zrodziło się Oświecenie, które radykalnie zakwestionowało Chrystusa i Jego Ewangelię, a w miejsce najpełniej i w sposób ostateczny objawionej przez Chrystusa prawdy o Bogu Ojcu wymyśliło sobie na miarę swego ograniczonego rozumu Boga deistycznego – Wielkiego Zegarmistrza, o którym twierdziło, że wprawdzie powołał on świat do istnienia, ale tym światem wcale się nie przejmuje. Nie przejmuje się zatem losem ludzi i ich zbawieniem wiecznym.

Aktualność Modlitwy Arcykapłańskiej Chrystusa o jedność ludzi wierzących od strony pozytywnej potwierdzają wielkie, prawdziwie święte postaci w dziejach Kościoła, które dla tej jedności dawały najwyższe świadectwo swego cierpienia, a nawet życia. Do nich niewątpliwie należy Czcigodny Sługa Boży, już niedługo ogłoszony błogosławionym, Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. Na kilka godzin przed swoim uwięzieniem, wieczorem 25 września 1953 roku sprawował Mszę świętą w kościele pw. św. Anny w Warszawie. Przeczuwając, co już wkrótce miało go spotkać, mówił wtedy: „Gdy będę w więzieniu, a powiedzą wam, że prymas zdradził sprawy Boże – nie wierzcie. Gdyby mówili, że prymas ma nieczyste ręce – nie wierzcie. Gdyby mówili, że prymas stchórzył – nie wierzcie. Gdy będą mówili, że prymas działa przeciwko narodowi i własnej ojczyźnie – nie wierzcie. Kocham ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej”.

Modlitwa o wewnętrzną jedność Kościoła odnosi się do całego jednego, świętego, apostolskiego i powszechnego Kościoła. Odnosi się także do poszczególnych jego wspólnot, które stanowią jego najróżnorodniejsze części. Jedną z nich jest wspólnota takiego narodu, który ma prawo powiedzieć o sobie – patrząc na swoją historię, swoją tradycję i swoją kulturę – że jest narodem chrześcijańskim. Takim właśnie narodem jest naród polski, zrodzony w 966 roku w chwili przyjęcia przez władcę Polan, księcia Mieszka I, sakramentu chrztu. Wtedy bowiem jednocześnie zaczęły się: dzieje chrześcijaństwa, dzieje narodu i dzieje państwa polskiego. Wydaje się, że nie ma żadnego innego takiego narodu w Europie, w którego historii te potrójne dzieje byłyby tak głęboko ze sobą zespolone, jak właśnie w narodzie polskim.

Najważniejszym elementem zespalającym nasze polskie dzieje jest chrześcijaństwo. Dobitnie mogliśmy przekonać się o tym zarówno w czasach zaborów, jak i w całym pięćdziesięcioleciu zwartym między latami 1939 i 1989. Gdy zabrakło państwa polskiego lub gdy jego suwerenność była poważnie osłabiona, siłą narodu był wtedy Kościół, który w dużej mierze brał na siebie także te sprawy i obowiązki, które w czasie wolności spoczywają zwykle na strukturach państwowych. To Kościół głoszący mu prawdę o jedności, budowanej na miłości do Chrystusa, tę jedność równocześnie sobą urzeczywistniał. Podzielona przez zaborców Polska nieprzerwanie odnajdywała swą duchową jedność w Kościele katolickim, czego widomym symbolem była panująca z Jasnej Góry nasza Matka i Królowa. Jakżeż w tym kontekście nie przywołać słów kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Losów narodu nie poznasz inaczej, jak tylko przez dzieje wieków, jakim ten naród przeszedł, i dziejów Kościoła, który szedł z narodem. Dlatego jeśli przyjdą zniszczyć ten naród, zaczną od Kościoła, gdyż Kościół jest siłą tego narodu”.

Jedność narodu polskiego nie może być mierzona tylko tym, czy i na ile urzeczywistnia się ona w jakimś ściśle określonym momencie dziejów Polski – w jakiejś jej teraźniejszości. Jedność ta powinna być mierzona przede wszystkim trwałością i ciągłością narodu polskiego, który przekracza swoją teraźniejszość, ponieważ, z jednej strony, pamięcią historyczną sięga w swą dalszą i bliższą przeszłość, a z drugiej strony swymi nadziejami i oczekiwaniami wybiega w bliższą i dalszą przyszłość. To dlatego kardynał Stefan Wyszyński niewiele przed swoją śmiercią, w 1981 roku, wypowiedział słowa, które stanowią dla nas prawdziwy testament, a równocześnie wielkie zobowiązanie: „Nie jesteśmy dzisiejsi, nie jesteśmy tylko na dziś. Jesteśmy narodem, który ma przekazać w daleką przyszłość wszystkie moce nagromadzone przez tysiąclecie i spotęgowane w czasach współczesnych. Chcemy żyć i możemy żyć! Naród nie jest na dziś, ani też na jutro. Naród jest, aby był!”. Chodzi bowiem o bycie narodu, o samo jego istnienie – o to, aby naród polski właśnie jako naród nie zniknął z dziejów ludzkości, tak jak zniknęły z nich te ludy i narody, o których dzisiaj wiemy tylko na podstawie śladów, materialnych lub duchowych, jakie po sobie zostawiły. One same natomiast przestały istnieć.

Duchowa jedność, ciągłość i trwałość narodu polskiego ma swój bardzo konkretny i naukowo wymierny fundament. Jest nim jego biologiczna ciągłość i siła. W obliczu dotykającego nas dzisiaj kryzysu demograficznego nie wolno nam zapomnieć słów żarliwego apelu, który przeszło pół wieku temu, 8 września 1970 roku, w Kobyłce pod Warszawą, skierował do Polaków kardynał Wyszyński: „Obyście nie poddali się wygodnictwu, egoizmowi i wrogości życia! Obyście nie naśladowali modnych lalek, których pełne są teatry, kabarety, kawiarnie, redakcje. Obyście nie naśladowali kobiet, wyśmiewających matki, które urodziły Polsce i Kościołowi trzecie, czwarte, czy piąte dziecko. Pamiętajcie, nowa Polska nie może być Polską bez dzieci Bożych! Polską niepłodnych lub mordujących nowe życie matek! Polską pijaków! Polską ludzi niewiary, bez miłości Bożej!”.

Na silnym fundamencie ciągłości biologicznej buduje się moc kulturowa narodu – jego duch, jego przywiązanie do trwałych wartości, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. To one decydują o jego duchowej tożsamości i to one powinny być bronione za wszelką cenę, także, jeśli trzeba, za cenę przelanej krwi i oddanego Ojczyźnie z całą świadomością własnego życia. „Dla nas po Bogu – mówił kardynał Wyszyński podczas procesji na krakowskiej Skałce w dniu 12 maja 1974 roku – największa miłość to [miłość do] Polski! Musimy po Bogu dochować wierności przede wszystkim naszej Ojczyźnie i narodowej kulturze polskiej. (…) Po Bogu więc, po Jezusie Chrystusie i Matce Najświętszej, po całym ładzie Bożym, nasza miłość należy się przede wszystkim naszej Ojczyźnie, mowie, dziejom i kulturze, z której wyrastamy na polskiej ziemi. I chociażby obwieszczono na transparentach najrozmaitsze wezwania do miłowania wszystkich ludów i narodów, nie będziemy temu przeciwni, ale będziemy żądali, abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami, kulturą i mową naszej polskiej ziemi, wypracowanej przez wieki życiem naszych praojców”. Trzy lata później, w 1977 roku, Prymas Polski niejako dopowiadał do tego: „Wiele mamy do przekazania przyszłym pokoleniom, ale to, co jest najdonioślejsze, to czysta duchowość naszego narodu, który ma prawo do własnej, rodzimej, niezależnej kultury, do własnego języka niezniekształconego i nieprzybrudzonego przez naloty śmieci. Musimy mieć ambicje, bo nie jesteśmy narodem śmieci”.

Wraz z miłością do Ojczyzny w sposób nierozerwalny idzie razem odpowiedzialność za nią i dogłębne zatroskanie o jej autentyczną wielkość. „Bądźcie odpowiedzialni – mówił w 1979 roku kardynał Wyszyński – za ład społeczny i moralny, ład myśli i uczuć, odpowiedzialni za przyjęte na siebie obowiązki, za miejsce, jakie zajmujecie w ojczyźnie, w narodzie, w państwie, w życiu zawodowym. Tą drogą idzie się do wielkości. A narodowi potrzeba wielkości. Nie myślcie, że naród może wypełnić swoje zadanie tylko z pomocą ludzi bez wyrazu, którzy żyją byle jak, aby przeżyć, aby jakoś się odkuć, aby wykręcić się tanim kosztem. (…) Łatwizna życiowa jest największym wrogiem współczesnej Polski. Nie tylko niekompetencje, ale i nieuczciwość ludzi kompetentnych, wykształconych, znających swoje zadania, nawet dobrze uposażonych, może doprowadzić do straszliwej katastrofy naszej Ojczyzny”.

Poczucie tożsamości polskiej kultury i zatroskanie o jej wielkość musi wyrastać z rzetelnej znajomości polskich dziejów, na które patrzy się nie tylko z perspektywy zawodowego historyka, ale także, a może przede wszystkim, z perspektywy człowieka wierzącego, który w Bogu dostrzega prawdziwego Pana dziejów i historii. Przebywając w Komańczy, pośród osamotnienia i odcięcia od powierzonych jego pasterskiej trosce ludzi, Ksiądz Prymas nie zapominał o wielkich wydarzeniach polskiej historii. Dnia 10 października 1956 roku w swych Zapiskach więziennych nawiązywał do zwycięstwa wojsk polskich nad Turkami w 1621 roku: „W dniu dziękczynienia za zwycięstwo chocimskie – tylko jeden Kościół w Polsce wznosi swoje modlitwy do Boga, który obronił nas prawicą swoją. Któż z największych patriotów myśli dziś o tym zdarzeniu. A jednak może ono rozstrzygnęło o dalszym rozwoju kultury w środkowej Europie? (…) Wielbię Victricem manum Tuam [– „Zwycięską rękę Twoją”], Ojcze! Dziękuję Ci za tę siłę wiary, która oparła się sile. Dziękuję za ten szczytny idealizm, który poniósł rody całe na pola bitew i ofiarował wszystkich niemal synów niejednej rodziny. Dziękuję za tę potęgę, którą wlałeś w skrzydła husarii. Słyszę jej śpiew i czuję pęd zwycięski. Niech to wszystko śpiewa Tobie, Ojcze Narodów”. Zaraz potem kardynał Wyszyński nawiązywał do ówczesnej bardzo trudnej sytuacji Polski, ciągle jeszcze znajdującej się w okowach stalinizmu, i żarliwie prosił Boga: „A gdy dziękuję za przeszłość, proszę – wspomnij na bój, który dziś toczymy, by Polska nie była zalana przez obcą przewrotność, przez materialistyczną brutalność, przez półinteligencką pychę i wyniosłość. To straszna siła, która zwycięża, ogłupiając trwogą nawet mężnych i dobrych. Upomnij się o Naród Twój, którego jesteś Ojcem i Panem. Daj odpocząć odrobinę ludziom znużonym przez nieustanny ucisk i walkę”.

Nie zrozumie się wielkości duchowej polskiego narodu bez nieustannie oddawanej czci jego Matce i Królowej. Kardynał Wyszyński był swoiście dumny z tego, że niekiedy nazywano go Prymasem maryjnym – tak często w swych modlitwach zwracał się do Najświętszej Maryi Panny, tak żarliwie nauczał o Jej miłości do polskiego narodu, z taką mocą wzywał, by na Jej miłość odpowiadał on swoją wierną miłością. Dnia 1 stycznia 1955 roku, kiedy zaczynał się rok obchodów trzechsetnej rocznicy zwycięskiej obrony Jasnej Góry przed wojskami szwedzkimi, Ksiądz Prymas notował w swych Zapiskach więziennych: „Podobało się Bogu wyrwać Polskę «z [szwedzkiego] potopu» przez Maryję Jasnogórską. (…) Odtąd Jasna Góra została «twierdzą warowną ducha Narodu». I taka była w najcięższych chwilach dziejowych. Dziś (…) oczekujemy stokroć więcej: «obrona Jasnej Góry» dziś, to obrona duszy chrześcijańskiej Narodu. To stokroć donioślejszy cud, który wymaga większego jeszcze bohaterstwa do walki z wrogiem, który jest w nas. Jak łatwo godzić we wroga zewnętrznego. Jak trudno ugodzić w samego siebie. Tym większej trzeba pomocy Matki Zwycięskiej, Pośredniczki Łask Wszelkich. (…) Rok Jubileuszowy «obrony Jasnej Góry» (…) będzie więc rokiem modlitwy do Królowej Polski, (…) aby pomogła wszystkim dzieciom Narodu zwyciężyć siebie, a w sobie – [zwyciężyć] wroga Boga, wroga bliźniego i wroga wewnętrznego duszy”. Rozważamy dzisiaj, w uroczystość Bożego Ciała, te wielkie prawdy o polskim narodzie, które przekazał nam Czcigodny Sługa Boży Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński. Dziękujemy Panu Bogu za to, że na bardzo trudne dziejowe zmagania dał nam tak wielkiego duchowego Wodza i Pasterza, który przez ponad trzydzieści lat swej służby Kościołowi i Ojczyźnie z niezłomną odwagą odwoływał się do polskiej tożsamości, po polskich sumień, do polskich umysłów. Z otwartym sercem przyjmujemy zatem jego apel, jaki skierował do nas dnia 21 kwietnia 1974 roku: „Narodzie polski, wiedz, co mówi ci Chrystus – nie bądź niedowiarkiem, ale wierzącym! Odważnie mówimy, nie pierwszy raz na ambonach stolicy: nie bądźcie narodem tchórzów, miejcie odwagę myśleć!”. A my do tych wezwań Prymasa Tysiąclecia dodajemy dzisiaj kolejne: Miejcie odwagę wierzyć! Miejcie odwagę zwyciężać! Amen.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Publiczne lżenie, wyszydzanie, poniżanie katolickiej części  Narodu Polskiego i metropolity krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego oraz nawoływanie do waśni na tle różnic wyznaniowych

na co nie można być obojętnym

Dokumentacja:

Hartman.blog.polityka.pl

Jędraszewski i PiS – bojkot jest naszym moralnym obowiązkiem

5 CZERWCA 2021 JAN HARTMAN

W tym tekście zostaną przytoczone nazistowskie wypowiedzi Marka Jędraszewskiego. Uprzedzam o tym osoby wrażliwe, które wolą uniknąć zgorszenia. Przytaczam te wypowiedzi nie z powodu zamiłowania do obsceniczności, lecz w interesie publicznym.

Po ośmiu latach od swojej pierwszej nazistowskiej wypowiedzi arcybiskup metropolita krakowski Marek Jędraszewski dopuścił się w czasie uroczystości Bożego Ciała drugiej wypowiedzi w jednoznacznie hitlerowskogoebbelsowskim stylu.

Uważam za pewnego rodzaju publiczną zmowę dziennikarzy i komentatorów skupianie się przez nich wyłącznie na rutynowych faszystowskich wypowiedziach tego watykańskiego dygnitarza i agenta, to jest wypowiedziach wyrażających pogardę i nienawiść wobec LGBT.

Zło jest zawsze stopniowalne – nie wolno lekceważyć homofobii i faszystowskiej nienawiści, niemniej czysty rasizm, segregujący ludzi wedle ich biologicznego uposażenia i łączących wartości kulturowe z tożsamością biologiczną, jest czymś jeszcze bardziej haniebnym i niebezpiecznym. Jest również przestępstwem w świetle polskiego prawa, które zakazuje nawoływania do nienawiści na tle rasowym.

Nie pojmuję, jak to się dzieje, że wypowiedzi o „tęczowej zarazie” – haniebne, głupie i świadczące o osobistym łajdactwie Jędraszewskiego – cytuje się i potępia z nieporównanie większą częstością i siłą niż brutalnie rasistowską uwagę o rezerwatach rzuconą w Pabianicach w 2013 r., gdy Jędraszewski był jeszcze biskupem w Łodzi.

Czy kolejny nazistowski tekst Jędraszewskiego przejdzie bez echa? Mam nadzieję, że prasa oraz ludzie dobrej woli, w tym katolicy, wreszcie się opamiętają i Jędraszewskiego spotka zasłużony ostracyzm.

Nie ma w Krakowie i Polsce miejsca dla nazistów, a już zwłaszcza nazistów reprezentujących organizację religijną, która brała udział w nazistowskiej napaści na Polskę we wrześniu 1939 r. i z histeryczną konsekwencją broniła Hitlera do samego końca, nie bacząc nawet na to, że tenże Hitler hurtowo mordował katolickich księży.

Negowanie zbrodniczej działalności Kościoła, umniejszanie roli papieskiego totalitaryzmu, gett żydowskich w państwie kościelnym i innych prześladowań w przygotowaniu Holokaustu, a w końcu relatywizowanie współpracy papiestwa z nazistami przed wojną, w czasie jej trwania i po jej zakończeniu – to część haniebnego, antysemickiego negacjonizmu.

Obawiam się, że przemilczanie nazistowskiej retoryki pogrobowca Goebbelsa, którym jest Jędraszewski, ma te same podstawy i powody, dla których nie mówi się o napaści Kościoła na Polskę we wrześniu 1939 r. czy ewakuowaniu zbrodniarzy hitlerowskich przez Watykan do krajów, gdzie mogli bezpiecznie żyć pod zmienionymi nazwiskami. A może się mylę?

Może polscy dziennikarze i opinia publiczna nie widzą Jędraszewskiego nazisty, bo nie bardzo wiedzą, czym jest rasizm i jak go rozpoznać? To nawet całkiem możliwe, bo właściwie poza Jędraszewskim żadna osoba publiczna w Polsce nie dopuszcza się tego rodzaju przestępstwa i występku. Dodatkowo swoją rolę odgrywać może wyuczona przez stulecia propagandy zbitka skojarzeń łączących sakrę biskupią nie z przemocą, przestępstwami, zdradą i ciemnotą, lecz ze szlachectwem moralnym, świątobliwością i patriotyzmem.

Są w Polsce nawet światli ludzie, którzy z szacunkiem odnoszą się do statusu biskupa, choć nie ma i nigdy nie było żadnej grupy ludzi uprzywilejowanych, która będąc tak wąską i nieliczną, odpowiadała za tak straszliwe przestępstwa i zdrady, jak właśnie oni. I chociaż do niedawna wiedza na ten temat była dla ogółu niedostępna, dziś jest na wyciągnięcie ręki.

Nikt nie może dziś zaprzeczać, że Kościół katolicki jest organizacją przestępczą, uprawiającą rozmaitego rodzaju kryminalne procedery na skalę masową i systemowo chroniącą sprawców przed odpowiedzialnością karną. Nie ma prób zaprzeczania tym faktom, czemu akurat dziwić się nie należy.

A jednak władza i potęga Kościoła zabobonność mas sprawiają, że zwycięża brutalna anomia moralna – żadne wiadomości o zbrodniach Kościoła nie są w stanie poruszyć sumień zdegradowanych i w gruncie rzeczy pozbawionych sumienia mas, którym wmówiono, że są ludźmi wyjątkowymi i czeka na nich pośmiertnie miejsce w niebie. Czekający na niebo nie muszą się przejmować masowym mordowaniem i gwałceniem dzieci przez swoich przewodników, którzy do tego nieba mają ich zaprowadzić. Wszak wysłannikom samego Boga wolno wszystko.

Taka jest z grubsza psychologia stojąca za masowym tolerowaniem nazistowskich księży, których w czasach hitlerowskich były tabuny, a dziś ostał się Jędraszewski. Na ludzi bez sumień nie liczę. Liczę jednakże na tych, którzy nie wiedzą, czym jest rasizm, a przeto nie umieją sobie poradzić w obliczu nazistowskiej agresji. Nie umiejąc zareagować, nie reagują wcale.

Chciałbym niniejszym tekstem dać im przykład i zachętę. Nie można być obojętnym. W przeciwnym razie za Jędraszewskim pójdą inni i znów, jak w latach 30., naród znajdzie się pod presją oszalałych z rasistowskiej nienawiści, agresywnych i prymitywnych księży, wzbudzających w masach najgorsze instynkty. Nie można mówić, że Jędraszewski jest „tylko faszystą”. To nie jest „tylko” – to po pierwsze. Po drugie, jest kimś gorszym.

Nie mówi językiem włoskich biskupów i papieży łaszących się do Mussoliniego, lecz językiem samego Hitlera. Jędraszewski przekroczył granicę między faszyzmem a nazizmem – nie wolno udawać, że się tego nie widzi. Dziś przekroczył tę granicę po raz drugi, wypowiadając w Krakowie to haniebne zdanie (cytowane przez krakowską „Gazetę” jak gdyby nigdy nic!): „Duchowa jedność, ciągłość i trwałość narodu polskiego ma swój konkretny i naukowo wymierny fundament. Jest nim jego biologiczna ciągłość i siła”. Oto słowa jak zacytowane z Hitlera.

Naziści i tylko oni podkreślali biologiczną tężyznę narodu jako samoistną wartość, a na poparcie swych słów odwoływali się do nauki. Jeśli naród ma zachowywać ciągłość biologiczną, a więc nie mieszać się z innymi i nie wypełniać braków prokreacji absorbcją osób o innym pochodzeniu, to to jest właśnie program Hitlera – przeszczepiony z Niemiec do Polski. Tę myśl o potędze rasy Jędraszewski całkowicie bezkarnie wyraził już był przed ośmioma laty w Pabianicach, gdzie powiedział: „Mam nadzieję, że ja już tego nie dożyję, ale mogę sobie to wyobrazić, że, powiedzmy, w roku 2050 nieliczni biali będą pokazywani innym rasom ludzkim tu na terenie Europy jak Indianie w USA w rezerwatach. Byli sobie kiedyś tacy ludzie, którzy tu zamieszkiwali, ale przestali istnieć na własne życzenie, ponieważ nie potrafili uznać, kim są od strony biologicznej”.

Za te straszne słowa Jędraszewski nie przeprosił, nie odpowiedział za nie przed sądem, za to kilka lat po ich wypowiedzeniu został przez papieża wyniesiony na Wawel. Świadczy to o poparciu, jakim cieszy się pośród tzw. episkopatu. Nie on jeden więc zapewne obawia się, że przedstawiciele innych niż biała ras zamkną nas w rezerwatach, czyniąc z nas eksponaty wystawowe.

Nieświadomych pragnę uświadomić, że sianie lęku przed „obcymi rasami”, antagonizowanie „ras”, nakłanianie do prokreacji z powodu rywalizacji międzyrasowej i przedstawianie „rasy”(np. bycia białym) jako samoistnej wartości, wymagającej ochrony, jest czystym rasizmem.

To, co powiedział Jędraszewski, jest rasistowskie i nazistowskie w sposób modelowy. Nie ma tu miejsca na żadne łagodzące interpretacje. Apoteoza „białej rasy”i wzywanie do jej „ratowania” są istotą wypowiedzi Jędraszewskiego.

Jeśli więc episkopat go poparł, ukrywając przed Franciszkiem, że jest obrzydliwym rasistą, oznaczać to może tylko jedno – w tym zdemoralizowanym środowisku takich ludzi jest więcej. Swoją drogą, jakże absurdalne są rachuby, że Kościół może się „oczyścić”… Bezkarność i bezczelność Jędraszewskiego przypomina bezwstyd reżimu PiS, który każdego dnia rzuca pełne pogardy wyzwanie wszelkim normom i wartościom moralnym – tak jak uczynił to ostatnio, przywracając na stanowisko wiceministra zdrowia człowieka współodpowiedzialnego za wyłudzenie od resortu kwoty rzędu 200 mln zł.

Czy mamy zaprzestać protestów, bo są bezsilne i nieskuteczne? Nie wolno tego czynić. Jednakże protesty to nie wszystko. Mamy obowiązek izolować złoczyńców i zrywać wszelkie z nimi kontakty. To jest moralne minimum.

Dlatego wzywam wszystkich ludzi dobrej woli, a w szczególności prezydenta Krakowa prof. Jacka Majchrowskiego, do zaprzestania wszelkich relacji z panem Jędraszewskim oraz do publicznego potępienia jego rasistowskich wypowiedzi. Wzywam też katolików z archidiecezji krakowskiej, aby domagali się od swojego najwyższego przełożonego papieża Franciszka usunięcia Jędraszewskiego ze stanu kapłańskiego.

Jeśli tego nie uczynicie, znaczyć to będzie tylko jedno – nazizm wam nie przeszkadza. Chyba więc nie macie wyboru.